W tym odcinku miałem przyjemność rozmawiać z Marcinem. Marcin Koseski kocha jeździć długie dystanse, a do tego zajmuje się projektowaniem i szyciem rowerowych ciuchów.
Rozmawialiśmy długo, dlatego rozmowa podzielona jest na część związaną z tym jak jeździć na długie dystanse i jak projektować i szyć rowerowe ubrania.

Transkrypcja odcinka:
Marcin Koseski: Nazywam się Marcin Koseski, prowadzą markę z odzieżą rowerową dla kolarzy a w wolnym czasie jeżdżę rowerem.
Piotr: Jeździsz, ale nie tak zwyczajnie do pracy i z powrotem, ale jeździsz bardzo długie dystanse. Mógłbyś o powiedzieć? O swoich najdłuższy wyprawach rowerowych?
Marcin Koseski: Do pracy też jeżdżę, ale oprócz tego lubię też dłuższe dystanse. Najdłuższą trasą była ta w ramach przejazdu rowerowego dookoła Polski w 10 dni. To było ponad 3000 km. Dziesięć dni to był limit czasu, w którym należało pokonać trasę i tyle dokładnie mi to zajęło. To miało miejsce podczas maratonu około sześciu lat temu.
Piotr: Jeśli ja jeżdżę tylko do pracy to powiedz mi czego ja nie wiem o jeździe na długie dystanse. Najdłuższa trasa, którą ja przyjechałem to 100 km. Podczas tych dziesięciu dni dowiedziałeś się z pewnością wielu rzeczy, których ja nie wiem.
Marcin Koseski: Wiem jak to jest jechać dwie noce z rzędu i zasypiać po drodze a mimo wszystko jechać. To jest w sumie najtrudniejsze. Tak naprawdę to nie jest kwestia dużego zmęczenia nóg czy całego ciała. To nie jest kwestia zadyszki tak jak podczas normalnej jazdy sportowej. Jeśli się ścigamy to mamy zadyszkę, bolą mięśnie. Na długim dystansie raczej tego nie ma, raczej w pewnym momencie chce się po prostu bardzo spać, a mimo wszystko trzeba jechać.
Piotr: Najważniejsza nie jest prędkość na krótkim odcinku a utrzymanie stałej prędkości, wygodnej dla ciebie przez jak najdłuższy czas.
Marcin: Tak naprawdę przez te 10 dni zatrzymałam się tylko cztery razy. I byli tacy, którzy zatrzymywali się tylko trzy razy. Noclegi wypadały rzadziej niż co trzy dni. Kiedy śpimy, zegar dalej tyka. Ciężko byłoby przyjechać tę trasę, robiąc więcej przerw. Jeśli ktoś potrafi położyć się na dwie czy trzy godziny, wstać i dalej jechać wtedy to mogłoby mieć sens.

Piotr: O czym się myśli, kiedy się tak jedzie? Ja, kiedy jadę więcej niż dwie czy trzy godziny zaczynam o czymś rozmyślać, dochodzę do jakichś wniosków, ale nie wiem, czy jadąc aż tak długo, mózg jest w stanie cały czas pracować.
Marcin: Na początku na pewno się myśli, ale chyba jednak z czasem przychodzi ten moment, że ten mózg już się wyłącza. Szczególnie po pierwszej nocy nie pamiętam, żebym o czymś myślał. Wiadomo, że ładne okoliczności przyrody się zauważa, ale nie rejestruje się już tych elementów stałych.
Piotr: Powiedz mi, jak przebiegała trasa?
Marcin Koseski: Startowaliśmy z Jastrzębiej Góry i jechaliśmy przy granicy Polski, cały czas asfaltową drogą. Musieliśmy jechać możliwie jak najbliżej granicy, mieliśmy ślady GPS i mapy.
Piotr: Musiałeś jechać po śladzie czy mogłeś w jakiś sposób sam wybierać trasy?
Marcin: Trzeba było jechać po śladzie i na trasie były punkty kontrolne, które trzeba było zaliczyć. Teoretycznie trzeba było jechać po śladzie, aczkolwiek nie było to kontrolowane i kontrola była jedynie w punktach. Fakty są takie, że trasy nie dałoby się skrócić, ponieważ punkty kontrolne były w takich odcinkach, że zjeżdżając z wyznaczonej trasy, mógłbym jedynie nadrobić odległości zamiast coś zyskać.
Piotr: Kiedy dojechałeś do mety ?
Marcin Koseski: Pod koniec. Nas jechało kilkunastu. Limit wynosił dziesięć dni. Pierwsza osoba przyjechała po siedmiu czy ośmiu dniach. Ja przyjechałam po 9 dniach, 23 h i 20 min. Mocno na styk, ale się zmieściłem. Kilka osób przyjechało po limicie.
Piotr: Pojechałbyś jeszcze raz?
Marcin: Taki mam zamiar, chyba za dwa lata będzie kolejna edycja. Przez pewien czas miałem przerwę z przyczyn zdrowotnych, ale mam nadzieję, że za dwa lata będę mógł znowu pojechać.
Piotr: Pytam, ponieważ marzy mi się kiedyś w życiu zrobić TRANSCONTINENTAL RACE. Myślę, że to jest taki europejski święty Graal. Amerykanie też mają swoje zawody np. Backpacking Great Divide Race.
Marcin: Jest też trasa N.
Piotr: W europie chyba liczy się Transcontinental. Z Londynu do Stambułu.
Marcin Koseski: Wydaje mi się, że ta trasa zmienia się każdego roku. Stałe jest to, że co roku jest to mniej więcej 4000 km. Dookoła Polski było 3130 km.

Piotr: Tak naprawdę nie dużo ci brakuje.
Marcin: Nie dużo, tym bardziej że tam też limit czasowy i jest dłuższy. Ma za to kilka dodatkowych trudności. Nie ma wyznaczonej trasy a jedynie punkty kontrolne, które są w bardzo trudnych miejscach. To może być przełącz w Alpach. W Polsce nie mieliśmy takich przewyższeń. W Transcontinental najbardziej podoba mi się to, że jedzie się niewyznaczoną trasą. Tam trzeba mieć swój sposób i trzeba mieć przemyślaną strategię. Samemu wybrać czy omijać góry to jechać najkrótszą drogą niezależnie od jej trudności.
Piotr: W jaki sposób przygotowywałeś się do wyścigu dookoła Polski? Z jednej strony takie przygotowanie wydaje się konieczne a z drugiej strony człowiek, który pojechał rowerem do Paryża mówił mi ostatnio że kondycję wyrobił po drodze.
Marcin Koseski: Jeśli jedziesz 10 dni, to kondycja ci się nie wyrobi. Jeśli jedziesz powoli, turystycznie, to faktycznie z dnia na dzień nabierasz formy. Ja musiałem być przygotowany, bo już pierwszego dnia trzeba było wytrzymać kilkaset kilometrów. To nie są takie przygotowania, jak moglibyśmy sobie to wyobrażać, jak przygotowania kolarzy do Tour de France. Ja po prostu jeździłem, nie miałem planu treningowego, nawet nie używam pulsometru. Ja po prostu jeżdżę, bo lubię. Lubię jeździć daleko, więc tak jeździłem. To po prostu sprawia mi przyjemność.
Piotr: Zalecałbyś jeździć 20 km dziennie intensywnie czy jeździć po 150 – 200 kilometrów raz na jakiś czas? Jeśli chciałbym wziąć udział w takim Endurance’owym wyścigu, czy rajdzie co powinienem zrobić? Mam rower, mam torbę pod siodłową dużą i mam torbę na kierownicę. Co byś mi radził?
Marcin: Jeździłbym dalekie trasy, niekoniecznie szybko. Ja lubię tak jeździć, jak jeździłem. Lubię pojechać 100 czy 150 km, ale co jakiś czas trzeba przyjechać więcej. Warto pojechać na całą noc, bo jazda w nocy to zupełnie co innego. Spotkałem się z wieloma osobami, które były naprawdę mocne, ale kiedy przychodziła noc, to tempo bardzo mi spadało i nie radzili sobie z ciemnością.
Piotr: Moje doświadczenie jest takie, że w nocy mnie mój mózg trochę oszukuj. Mózg zmienia percepcję tego gdzie jadę, jak jadę. Kiedy chodziłem w nocy w górach, jechałem w nocy rowerem to mój mózg proponował mi abym zrobił przystanek, zaczynałem się zastanawiać czy to ma sens. Wydaje mi się, że to jest niebezpieczne. To nie jest także ja się boję jechać, tylko poprostu coś we mnie sugeruje mi, że nie warto.
Marcin: Tak, ja mam tak samo. Tego się chyba nie przeskoczy. Mózg chce żebyśmy oszczędzali energię, Mózg będzie podpowiadał takie rzeczy. Niestety trzeba po prostu przestać tego słuchać. W pewnym momencie, kiedy się już bardzo mocno zmęczeni to mam wrażenie, że mózg już się wyłącza i po prostu się jedzie. Wtedy przychodzą inne trudności, długi czas bez snu, nieważne czy to na rowerze, czy nie powoduje, chociażby halucynacje.
Piotr: Miałeś takie przygody?
Marcin: Miałem. Tak naprawdę po nieprzespanej nocy czego bym nie robił, czy to po imprezie rzeczy po nocnej wyprawie rowerowej mam halucynacje. To nie jest tak, że widzę duchy. To jest trudne do opisania, ale jeśli czegoś nie widzę dokładnie to mózg zaczyna podpowiadać co to jest. Jeśli jestem zmęczony to podpowiada w bardzo dziwny sposób. Najczęściej widzę innych ludzi tam gdzie tych ludzi nie ma. Zawsze się śmieję, że to są kibice. W środku nocy, w środku lasu widzę ludzi. Nie tylko ja tak mam. Praktycznie wszyscy, z którymi rozmawiałem i pokonują dłuższe dystanse widzą takich kibiców przy trasie. Najgłupsze co sobie ubzdurałem, to że rozmawiałem z kimś o tym, że droga jest zamknięta i trzeba jechać objazdem. Szukałam na mapie tego objazdu kiedy sobie uświadomiłem, że nie mogłem z nikim rozmawiać, bo cały czas jechałem.
Piotr: To wydaje się dość niebezpieczne.
Marcin: Trzeba się mocno pilnować. Trzeba wiedzieć na co można sobie pozwolić, a kiedy jest ten moment kiedy trzeba odpuścić. Szczególnie kiedy się przysypia. Kiedy zaczynamy się chwiać na rowerze, to trzeba się zatrzymać i odpocząć. To jest za dużo ryzyko. Jeśli tylko nam się wydaje, że coś widzimy, ale jesteśmy w stanie to kontrolować, to możemy jechać dalej. Możemy też nie pamiętać dokąd jedziemy, ale to nie powinno prowadzić do tego że będziemy jechać bardzo głupio, w najgorszym wypadku pojedziemy nie w tę stronę, w którą trzeba, ale większe niebezpieczeństwo za tym nie stoi.
Piotr: Jakie jeszcze działania podejmowałeś, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo?
Marcin: Oświetlenie jest najważniejsze, lampy z przodu, aby oświetlały drogę. To nie musi być niesamowity reflektor, bo jedziemy po asfalcie. Inaczej byłoby, gdybyśmy jechali w terenie i tam potrzebna byłaby bardzo mocna lampa. Jadąc po asfalcie, wystarczy nam jedno watowa dioda. Zależy nam tylko na tym, aby wiedzieć na kilka metrów wprzód bardzo dobrze i parę dzieciąt metrów przed nami wiedzieć dokąd skręca droga. To już nam wystarczy. Więcej światła z przodu może nam pomóc, kiedy jesteśmy bardzo senni. Z dobrze oświetloną drogą nie zaśniemy tak szybko. Z tyłu światło też powinno być dosyć mocne, migające. Tak naprawdę teraz większość rowerów ma już fajne lampki diodowe zapewniający bezpieczeństwo. Warto mieć ze sobą dwie lampki na wypadek, gdyby jedna się popsuła.
Piotr: No właśnie powiedz mi trochę na temat roweru, którym jechałeś i sprzętu, który ze sobą zabrałeś na wypadek, gdyby coś się zepsuło.
Marcin: Mój rower to tak naprawdę nic ciekawego. Zwykła szosówka, raczej z tych tańszych. Aluminiowa z aluminiowym widelcem. Wtedy takim jechałem, ale gdybym jechał teraz pewnie wybrałbym jaki stalowy rower. Szosowy, ale stalowy. Najlepiej z hamulcami tarczowymi z szerszym zakresem w przełożeń. Mój rower nie był specjalnie wygodny.
Piotr: Czyli wybrałbyś stalowy Grawel?
Marcin: Może nawet nie Grawel, ale coś pomiędzy Grawelem a szosówką. Nawet stalowa szosówka byłaby wygodniejsza. Bardziej się ugina i lepiej tłumi drgania. Aluminium przenosi wszystko na plecy i na ręce, jest bardzo sztywne. Stal będzie te drgania amortyzować.
Piotr: Czyli miałeś zwykły, standardowy, szosowy aluminiowy rower. Co wziąłeś na zapas?
Marcin: Do roweru tak naprawdę tylko dętkę i oponę. Nie użyłem jej. Tak naprawdę rower się spisał bardzo dobrze nic się w nim nie popsuło. Jedynym problemem była ta sztywność. Jadąc dookoła Polski nawet nie przebiłem dętki.
Piotr: Czyli miałeś trochę szczęścia.
Marcin: Tak, było w tym trochę szczęścia. Raz mnie tylko rower wyeliminował, tak naprawdę nie rower, tylko but. Jechałam trasą Bałtyk-Bieszczady Tour i zepsuł mi się blok. Nie mogłem wpinać butów, wypadła wkładka i nie dałem rady jechać. Musiałem się wycofać na parę godzin przed metą, po dwóch nocach jazdy. Poza tą przygodą nic takiego się nigdy nie zdarzyło. Nawet nigdy nie złapałem gumy.
Piotr: Przejdźmy więc do tej drugiej trasy — Bałtyk Bieszczady. Co zabierasz ze sobą w taką trasę poza sprzętem rowerowym, o której już mówiliśmy. Istnieje coś takiego co możemy nazwać credit card Endurance. Polega na tym, że bierzemy kartę kredytową i jedziemy od hotelu do hotelu. W takim prawdziwym Endurance bierze się ze sobą więcej rzeczy.
Marcin: Ja biorę głównie ubranie. Wszystko zależy od pogody. Jeśli jeździłem po Polsce to zabierałem dobrze oddychającą podkoszulkę z długim rękawem, bluzę i ocieplacze na kolana. To zawsze jest kompromis. Możemy zabrać ze sobą więcej rzeczy i mieć pewność, że nie zmarzniemy, ale te rzeczy będziemy musieli ze sobą wozić. Ja poszedłem w drugą stronę, czyli wziąłem mało rzeczy zdając sobie sprawę że w nocy będę marzł.
Piotr: Miałeś torbę bikepackingową.
Marcin: Tak, tylko jedną torbę pod siodłową. Gdyby do tej torby zmieściło mi się więcej rzeczy, pewnie bym je zabrał. Ograniczała mnie pojemność torby, a drugiej nie chciałem zabierać bo to by mnie za bardzo obciążało. Jeździłem z jedną.
Piotr: Gdzie spałeś?
Agroturystykach. Jeszcze chciałem się przespać tylko chwilę, to spałem na przystankach po prostu. Ja nie potrafię położyć się na wygodnym łóżku i przespać tylko 2 czy 3 godziny. Jeśli chcę się przespać krótko, to kładę się na przystanku bo wtedy mam pewność że obudzi mnie zimno i będę musiał jechać dalej. Gdybym teraz jechał to co dwie noce zaplanował bym sobie normalny postój z łóżkiem, a każdego wieczora póki jeszcze jest ciepło przespał bym się na przystanku autobusowym. Pilnowałbym, aby się położyć przed zachodem słońca i nie zmarznąć zbyt mocno. To pozwoliłoby mi nie walczyć ze snem podczas nocnej jazdy tak bardzo.
Piotr: Jak wygląda twoja dieta podczas takiej jazdy? Oglądałam dokument o takim rajdzie i widziałem, że niektórzy koncentrują się na specjalnej diecie, a inni zatrzymują w przydrożnym sklepie i jedzą pączki.
Marcin: To zależy. Jeśli jedziemy na taką trasę jak np. Bałtyk-Bieszczady to, co kilkadziesiąt kilometrów czeka na nas bufet. Na taką trasę nic ze sobą nie biorę ewentualnie jeden żel Energetyczny na wypadek kryzysu. Staram się jeść tylko to, co jest podawane w bufecie. Tam jest zawsze bardzo duży wybór, a ja już dobrze wiem co mi służy a co szkodzi. Najczęściej Wybieram bułki, owoce. Tam też możemy zjeść obiad. Na trasie Bałtyk -Bieszczady są dwa takie punkty, gdzie serwuje obiad i takie punkty gdzie można dostać ciepły Posiłek.
Piotr: Jeśli masz do przejechania 300 km i wiesz, że nic po drodze nie dostaniesz to co ze soba zabierasz?
Marcin: Na 300 km zabrałbym ze sobą jakieś batoniki wysokoenergetyczne. Może nie jakieś niesamowite takie, jakich używają podczas maratonu. Szczerze powiedziawszy, nawet się na tym nie znam, kupuję zwykłe batoniki z musli i do tego jakiś banan. Coś, co ma dużo węgli. Nie chcemy, aby to nam dało kopa energetycznego, bo wtedy będziemy mieli zjazd. Jeśli cukier nam zrasta we krwi tą insulina odbija i można uzyskać odwrotny efekt. Wybieram takie rzeczy, które się długo wchłaniają, złożone węgle i trochę tłuszczu.
Piotr: Wiemy już gdzie spałeś i wiemy już, jaki masz sprzęt. Nurtuje mnie pytanie o ubrania. To są ubrania, które zakładasz na siebie w poniedziałek i podejrzewam, że skoro liczy się każdy zabrane ze soba gram, to nie chcesz zabierać ciuchów na zmianę. Ściągasz więc te ubrania z siebie gdzieś w piątek. To wydaje się dosyć trudne, człowiek się poci i męczy, a cały czas jest w tym samym ubraniu.
To nie było najlepsze rozwiązanie, bo pomijając już aspekt zapachowe, które nie jest tak istotne, jeśli podróżujemy samodzielnie, to ten materiał nie działał już tak jak powinien. Wkładkę w spodniach zaczęła się zbierać, materiał zaczął się usztywniać. To były czasy, kiedy nie zajmowałem jeszcze się szyciem ciuchów i nie znam się na nich za dobrze. To nie były dobre jakościowo ubrania, raczej ze średniej półki. Ubrania, które teraz mam sprawują się znacznie lepiej. To jest duża różnica szczególnie w nocy, kiedy człowiek jest mocno przepocony i ubranie nie zamienia się w mokrą, wiszącą na plecach ścierkę a schnie bardzo szybko i nie tracić swoich właściwości.
Piotr: Co teraz? Jaki jest twój kolejny krok?
Marcin Koseski: Tak naprawdę teraz nie mam planów na nic więcej. W tym roku już chyba nic więcej nie planuje, bo tak jak mówiłem miałem pewien kłopot zdrowotny. Okazało się, że mam alergię na pszczoły i trochę się boję dalej zapuszczać, bo gdyby ugryzła mnie pszczoła nie wiem jak mój organizm by zareagował. Liczę, że w przyszłym roku będę wyleczony i na pewno chciałbym pojechać drugi raz dookoła Polski. Wydaje mi się, że ten rajd będzie za dwa lata. Teraz wybór tych maratonów jest duży i jest Race Through Poland.
Podoba mi się, ponieważ on jest w podobnej formule do Rajdu Continental. Tam są tylko punkty kontrolne, nie ma wyznaczonej trasy. Bardzo chciałbym pojechać. W tym roku był w bardzo trudnych warunkach, spadał śnieg, a był to początek maja. To jak najbardziej jest na liście rzeczy do zrobienia. Co roku też jest fragment maraton dookoła Polski. Albo północ -południe, albo wschód- zachód. Każda z tych tras ma około 1000 km. Ja jechałem ten górski odcinek cztery lata temu więc pewnie w tym roku również będzie, ponieważ one powtarzają się co cztery lata. Bardzo mi się podobało, bo przejechanie całych polskich gór za jednym razem robi wrażenie.
Piotr: Dziękuję ci bardzo i życzę ci aby nie chciało ci się spać podczas tych długich tras i abyś uporał się z tymi problemami, o których mówiłeś Słuchaczy zapraszam do kolejnego odcinka, w którym rozmawiamy o tym, jak szyć ubrania rowerowe.
Podcast: Play in new window | Download
2 comments on “Jak jeździ się długie dystanse i dlaczego zmęczenie nie jest najgorsze? – Marcin Koseski z AM Cycling”